piątek, 9 października 2015

"CHEMIA" - kilka refleksji

Miłość jest najpiękniejsza, kiedy jest prawdziwa. Gdy oglądamy plastikową hollywoodzką komedię romantyczną, wiemy, że to co nam pokazują nie jest prawdziwe. Mimo wszystko lubimy to, bo nastraja nas pozytywnie, ale gdzieś tam mały głosik w naszej kobiecej głowie mówi nam, że to, jak to się potocznie mówi, "nie leżało nawet obok prawdy". A tu mamy czyjeś życie. Prawdziwe. Która z nas nie chciałaby prawdziwej miłości? Po grobową deskę, niekoniecznie z chorobą, bo do tej deski nam się przecież nie śpieszy. Ale bywa, że życie pisze inne scenariusze, bez happy endu... z iluzorycznym happy endem... z cząstkowym happy endem... Czy szczęściem jest długie życie z odrobiną miłości? A może szczęściem jest krótkie życie, w którym doświadczyliśmy prawdziwej miłości?


Film jest prawdziwy, bo na podstawie czyjegoś realnego życia - Magdy Prokopowicz, która walczyła z rakiem piersi, urodziła dziecko i założyła Fundację Rak' n 'Roll. Wygraj życie. O życiu tej dzielnej kobiety powstała też książka Aliny Mrowińskiej "Magda, miłość i rak", której jeszcze nie czytałam. Film jest prawdziwy, bo pokazuje "kolorowy" dosłownie i w przenośni, etap życia głównej bohaterki Leny. Kto z nas takiego nie miał? Ale też pokazuje prozę życia, która dopadła w końcu zakochanych bohaterów: Lenę i Benka. A kogo nie dopada? Najważniejsze, że dali sobie z nią radę. Film pokazuje tylko migawki z życia Leny i Benka. Ich ognisty i szalony romans. Potem etap walki z chorobą. Próbę pogodzenia się z utratą kobiecości przez Lenę. Narodziny dziecka. Założenie fundacji, wywiad w tv. Kłótnie o pieniądze na leczenie. Znów walka z chorobą. Pogodzenie się z losem. Śmierć. Może tak właśnie jest, że nasze życie składa się z takich migawek.

"Chemia", to tytuł jak dla mnie nie koniecznie jednoznaczny, dopatrzyłam się tu drugiego dna. Oczywiście w kontekście głównego wątku - raka, chemia kojarzy się jednoznacznie z chemioterapią. Ale w języku funkcjonuje także taki oto zwrot "była między nami chemia", "poczuliśmy do siebie chemię", itd. w znaczeniu, że miedzy osobami zaiskrzyło, że się w sobie zakochali, rodzi się, albo już jest uczucie miłości. To chwila i już wiemy, że jest lub nie ma "chemii". Dla Leny i Benka to była chwila w podziemnym garażu. Jedno spojrzenie, jeden gest i już wszystko jest jasne!

Wszędzie tam, gdzie w fabule jest miejsce na rozgrywającą się w ciele Leny walkę z rakiem - jego rozrastanie lub zanikanie w wyniku chemii - pojawia się czarno-biała animacja. Podobny zabieg kilka lat temu widziałam w filmie "Dziewczyna z lilią", też o chorej dziewczynie. Czy w tym filmie ten zabieg jest potrzebny - sama nie wiem. Dla przeciwwagi tej czarno-białej animacji, jest dużo koloru - wszystkie kolorowe stroje Leny.

Czy warto obejrzeć ten film? Warto, po pierwsze, żeby nigdy nie bagatelizować choroby. Wciąż w głowie dźwięczą mi słowa Benka: "To jest rak. A my mamy z nim wojnę". I tę walkę trzeba podjąć. Po drugie, aby zrozumieć, że nawet jeśli już się zakochamy, to nie jest to nam dane raz na zawsze, że można to stracić, rutyna, walka z prozą życia, brakiem pieniędzy - w tym przypadku na leczenie. Ale to, że NAM SIĘ UDA - to DECYZJA OBOJGA! I trzeba o tym sobie przypominać i to właśnie robi Benek dwukrotnie powtarzając "To jest rak. A my mamy z nim wojnę". W zasadzie to on bardziej w tym związku walczy o miłość. Lena walczy z rakiem i już nie ma sił na inne potyczki. Potem z rakiem walczą oboje. Benek ponadto walczy z duchami przeszłości - ojcem, który popełnił samobójstwo, a także z tym, by w końcu wydorośleć i wziąć odpowiedzialność za siebie, a potem też za miłość, za Lenę i w końcu za wspólne nowe życie - ich dziecko. To Benek wynosi Lenę, gdy ta jest już pod narkozą i czeka na usunięcie dziecka. W sumie ten facet nie jest taki słaby, na jakiego z pozoru wygląda. Może po prostu trzeba mu było pozwolić w końcu być za kogoś odpowiedzialnym.

Film jest momentami nawet zabawny... najbardziej chciało mi się śmiać, ze sceny, w której Benek zostaje wyrzucony z pracy, gdy jako fotograf mody nie godzi się na stratę czasu, gdy ktoś z ekipy stwierdza, "że w paznokciach nie ma życia". Kapitalna scena!!! Kolejna wymowna scena - zresztą jedna z pierwszych, to ta, w której Lena porzuca pracę w firmie (korporacji ;-), przebiera się z szarego kostiumu w kolorową sukienkę i szminką na szybie pisze: "Zwalniam się", do tego dokłada całusa pomalowanymi ustami, który pozostawiający ślad na szybie. Wbrew pozorom sporo od nas zależy. To decyzje, które podejmujemy każdego dnia.

Hmm... ale czy to jest najpiękniejszy polski film o miłości - jak zachęcają jego twórcy? Trudno mi to stwierdzić. Bo co to znaczy najpiękniejszy. Dla jednej to... wysoki brunet, dla drugiej to... wysoki blondyn, a dla trzeciej to... człowiek o dobrych oczach.

4 komentarze: