BeDiet Vege+Fish (1500 kcal) cena 300,00 zł. za 5 dni.
Ogólne wrażenia są takie, że posiłki są smaczne. Wszystkie dania zjadłam ze smakiem. I jak to miło, jak ktoś coś dla nas przygotowuje i nie trzeba tego robić samemu. Jako marketingowiec - doceniam bardzo ładny design i funkcjonalność pudełka (rączka bardzo praktyczna), w którym dostarczane są posiłki - jest śliczne po prostu.
Jak dla mnie 5 posiłków dziennie to zdecydowanie za dużo. Poza tym, gdybym wiedziała, że tyle będzie posiłków, w skład których wchodzi mleko, to nie zdecydowałabym się na nią. Więc dobrze, że wzięłam na próbę tylko na 5 dni (to minimalna liczba dni). W ogóle super jest ta opcja, że można wybrać te dni, w które chcemy otrzymać posiłki. Zastanawiam się tylko, czy na etykiecie posiłku nie powinien być podany dokładny skład potrawy. Tzn. były wymienione alergeny (tj mleko, orzechy, itp.), więc za to duży plus. Np. z poniedziałku był na drugie śniadanie koktajl, ale nie wiem z jakich był owoców. To samo tyczy się trio z wtorkowego śniadania. Czy ryby z środowej kolacji - nie wiadomo co to była za ryba. Zachęca się nas na każdym kroku, aby czytać skład produktów, a tu trochę nie wiemy co jemy. Trochę jestem też rozczarowana brakiem różnorodności potraw - 2 razy w tygodniu na obiad makaron. We wtorek na kolację i znów w czwartek na śniadanie omlet. Środowe śniadanie też takie liche - tzn. dwie kromki chleba z pastą i tej pasty mogło być nieco więcej, a nie tak cienko, no i ten samotny pomidorek koktajlowy - bardzo smutno wyglądał w tym zestawie. Generalnie spodziewałam się dużo większej różnorodności dań i takiej większej finezji, większej ilości warzyw.
No i godziny dostawy - zaznaczyłam przed 7:00, co jak się okazało nie miało żadnego znaczenia. W poniedziałek dostawa tuż przed 6:00, we wtorek 5:30, w środę około 6:00, i uwaga w czwartek tuż przed 2:00 w nocy, piątek tuż przed 1:00 w nocy. Zamówiłam do domu, bo nie wychodzę bez śniadania, ale gdybym wiedziała, że tak to będzie wyglądało, to zamówiłabym do biura przed 8:00. Gdy zapytałam pana od dostaw, dlaczego o 2:00 w nocy, to powiedział, że dziś z tej strony Warszawy i ma do rozwiezienia ponad 100 pudełek. Czyli jak ja przez pierwsze 3 dni dostawałam około 6:00, to inni, z drugiej strony Warszawy otrzymywali o 2:00 w nocy. Jak ktoś po wybudzeniu w nocy nie może zasnąć, to rozumie moje, żeby nie napisać tu zbyt ostro, niezbyt sympatyczne emocje i uczucia, które czułam podczas obracania się z boku na bok. Gdybym miała tak się męczyć przez miesiąc... bez komentarza to zostawiam. Tym bardziej gratuluję sobie, że tylko na 5 dni - tyle wystarczy, aby się zorientować, czy to nasza bajka ;-)
Jednak cieszę się, że doświadczyłam tego, teraz wiem, że moje posiłki są na pewno zdrowe - jest w nich dużo więcej oliwy i warzyw świeżych i gotowanych czy duszonych. Każde moje drugie śniadanie to sałatka warzywna z oliwą i ziołami (wiele z nich na tym blogu prezentowałam), którą robię sobie każdego ranka, przygotowując śniadanie, więc jest na pewno świeża i wiem, co tam dodaję, to dla nie bardzo ważne. Jem sporo kasz i orzechów. Białko "pobieram" z warzyw strączkowych, jajek, ryb i sporadycznie z mięsa. Tak, jak powtarza Ewa Chodakowska, aby dobrze się czuć - najodpowiedniejsze jest indywidualne podejście, czyli dieta ułożona specjalnie dla nas. Na pewno warto też zrobić sobie testy alergiczne - na pokarmy, aby wiedzieć, co nam szkodzi. Sami także możemy eliminować te produkty, po których nie czujemy się dobrze. Ja na przykład nie mogę jeść surowej papryki, ale duszona czy grillowana już mi tak nie szkodzi. No i mleko - unikam go w czystej postaci i jako składnik koktajli, itd. Kefir i jogurt oraz od czasu do czasu mały kawałek sera z pleśnią czy mozzarella jest ok, ale ser feta nawet w małej dawce mi szkodzi.
Poniedziałek
- Śniadanie: jaglanka z czekoladą gorzką i wiórkami kokosowymi z owocami (478 kcal)
- Drugie śniadanie: koktajl Pure Power (z mlekiem) (225 kcal)
- Podwieczorek: Sałatka z pomidorami koktajlowymi i kemowym sosem (59 kcal)
- Obiad: burgery z soczewicy i gryki z sosem BBQ, ogórek kiszony (533 kcal)
- Kolacja: kalafiorowa potrawka z pieczonym dorszem (216 kcal)
Nie przepadam za owsianką czy jaglanką z czekoladą, lody czekoladowe też nie dla mnie, ani budynie i tym podobne rzeczy, ale rozumiem, że łasuchy to lubią. Bałam się trochę koktajlu z mlekiem, bo mleko mi nie służy. Koktajl był pyszny, ale jak ktoś mleka nie toleruje, to nieco kłopotu w postaci wzdęcia i bulgotania w jelitach niestety jest. Ratowałam się więc herbatą z kopru włoskiego. Dlatego dieta ułożona indywidualnie to jest to. Obiad to zaskoczenie - burgery okazały się bardzo dobre i aż 4 sztuki - ogromna porcja, bardzo sycąca. Kolacja wzbudzała moją obawę, bo tak się nieestetycznie ta potrawka w tym pudełku wymiąchała. A niesłusznie, bo była bardzo smaczna. Był tam kalafior i ciecierzyca, którą bardzo lubię. Dorsz nieco suchawy, ale tak to jest, jak się ryby nie zjada od razu po przygotowaniu. Zazwyczaj zjadam 4 posiłki, więc dla mnie te 5 to dużo. Posiłki starałam się rozłożyć w równych odstępach, śniadanie około 7:00, drugie około 10:30, obiad około 13:30, ale jak pisałam, obiad był bardzo sycący i podwieczorek zjadłam dopiero około 17:30. Kolacja około 20:00.
Wtorek
- Śniadanie: trio past z warzywami (409 kcal)
- Drugie śniadanie: tapioka z musem truskawkowym (137 kcal)
- Obiad: makaron z leczo i fetą (463 kcal)
- Podwieczorek: jabłko z sosem chałwowym - nie zrobiłam zdjęcia :-(
- Kolacja: omlet z serem lazur plus pomidor (461 kcal)
W każdym z posiłków było napisane, że zawiera mleko. Ech... W śniadaniu jednym z tych trio była jajecznica - bardzo dobra. Ta zielona kulka nie wiem z czego - dobra, a ta brązowana wyglądała na hummus z czymś - smaczna. Chleb razowy - dobry. Duża ta porcja. Tapioka z musem truskawkowym niestety z mlekiem - ale była dobra. Tylko to mleko. Zapomniałam zrobić zdjęcie tego jabłka, była jakaś połówka, ładnie pokrojona w plasterki i polana sosem - smaczny, ale znów to mleko. Obiad bardzo smaczny, ale znów nabiał - feta. I kolacja - uff - bardzo dużo tego omletu i taki grubaśny był. Ogólnie mam takie wrażenie, mimo, że to tylko 1500 kcal, że ja ciągle jestem najedzona, a wręcz przejedzona. Jak pisałam rzadko udawało mi się zjadać 5 posiłków. Norma to 4. Zawsze omijałam podwieczorek.
Środa
- Śniadanie: kanapki z serkiem i awokado (447 kcal)
- Drugie śniadanie: ciasteczka bananowe z kokosem i sezamem (206 kcal)
- Podwieczorek: koktajl Strawbery Love (155 kcal)
- Obiad: warzywny Bowl (495 kacl)
- Kolacja: ryba z warzywami i sosem chimichurri (222 kcal)
Śniadanie z tym jednym pomidorkiem koktajlowy wyglądało smutno - 2 lub 3 byłyby już ok. Albo całkiem więcej różnorodnych warzy. Kawałek ogórka, papryki i ten pomidorek. Wszędzie się powtarza, że na talerzu ma być kolorowo od różnorodnych warzyw. Ciasteczka takie sobie - bardzo dużo w nich było pestek słonecznika i takie trochę mało upieczone one były - tylko lekko zrumienione po wierzchu. Takie nieco bez wyrazu w smaku. Obiad także jakiś taki miszmasz wszystkiego. Kalafior i cieciorka była w poniedziałek na kolację. Tu dorzucone były świeże pomidory i świeża papryka. Lepiej by to smakowało, gdyby papryka była uduszona lub zgrillowana. Moim zdaniem ktoś nie miał pomysłu na to danie. Nie było tu żadnego sosu, ani oliwy nawet. Kolacja jedyne zastrzeżenie, to nie podano jaka to ryba. Warzywa to grillowane/podduszane marchewka i seler - dobre.
Czwartek
- Śniadanie: omlet z masłem orzechowym (479 kcal)
- Drugie śniadanie: koktajl detox z jarmużem (227 kcal)
- Podwieczorek: sałatka z mango i gruszką (120 kal)
- Obiad: makaron z awokado, pomidorami i brokułami (503 kcal)
- Kolacja: nie zrobiłam zdjęcia :-( a były talarki z cukinii zapiekane żółtym serem, garstka rukoli i nieco oliwy.
Omlet taki sobie - rozweseliły go te czerwone ziarenka granatu, ale i tak licho się prezentował, ale był bardzo sycący. Grubaśne placki jakoś mi z omletem się nie kojarzą (tu moja wersja omletu z warzywami). Koktajl bardzo dobry. Obiad ok. - lubię brokuły, ale nie przepadam, gdy są tylko sparzone wrzątkiem. Pomidorki mi tu nie pasowały. Jakoś nie lubię mieszać warzyw gotowanych z surowymi, albo wszystko duszone/gotowane/grillowane, abo świeże. Kolacja - nie za bardzo kojarzą mi się zbyt zdrowo dania zapiekane żółtym serem. Te talarki (4 sztuki dość grube) cukinii były by dużo zdrowsze zgrillowane/uduszone z jakimś dresingiem. A do tej smutnej garstki rukoli można było dodać jakieś inne kolorowe warzywa.
Piątek
- Śniadanie: twarożek z brzoskwinią i naleśnikiem (472 kcal)
- Drugie śniadanie: koktajl porzeczkowo-kakaowy (141 kcal)
- Podwieczorek: placki warzywne z cukinii i marchwi (385 kcal)
- Obiad: humnus verde (247 kcal)
- Kolacja: sałatka grecka (222 kcal)
Wszystkie dania z tego dnia były bardzo smaczne. Jedynie w śniadaniu w twarożku było nieco za dużo cynamonu. I żeby było bardziej kolorowo, to brzoskwinię zamiast do twarożku, dała bym po prostu kilka plasterków, bo przez ten cynamon i tak nie było już czuć niczego innego. Koktajl porzeczkowy bardzo gęsty, bardzo sycący i smaczny. Placki warzywne przyjemne w smaku, poczęstowałam koleżankę i ona by je mocniej doprawiła, a mi smakowały bez doprawiania solą i pieprzem. Humus bardzo smaczny - ciekawam kolor zielony czemu zawdzięczał - spirulinie? Tu dokupiłam sobie do niego bułkę z ziarnami. No i sałatka grecka - bardzo dobra. Dodałam sobie tylko do oliwy (mam nadzieję, że to była oliwa - dlatego, jak pisałam wyżej - pełny skład posiłku był by bardzo na miejscu) z ziołami zgnieciony ząbek czosnku, bo coś mnie bierze.
Naprawdę śietnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa również jestem przekonany, że rozpoczęcie diety wegetariańskiej może być fajny pomysłem. Jak nawet czytałem w https://www.milekcorp.com/pl/lifestyle/jak-bezbolesnie-przejsc-na-diete-wegetarianska.html to można przejść na taką dietę robiąc to bezboleśnie.
OdpowiedzUsuń