poniedziałek, 27 lipca 2015

Nie jesteś sobą... hmm... a kim?

Film, który daje do myślenia. Choroba może spotkać każdego z nas, bo tak, jak wobec śmierci, tak wobec choroby jesteśmy równi. Choroba nie wybiera tylko biednych, ale dotyka także ludzi dobrze sytuowanych. Tak jest z naszą bohaterką Kate. Jest utalentowana, jest piękna, ma przystojnego męża i nie narzeka na brak środków do życia.


Zarówno Kate, jaki jej opiekunka Bec nie są sobą. Obie przez zranienia, głównie brak akceptacji ze strony matki, a także z braku odnalezienia siebie samych, zakopują gdzieś głęboko swoje prawdziwe "ja". Z naszym prawdziwym "ja" jest tak, że ono musi dojść do głosu i prędzej czy później ten głos wybrzmiewa. Znacząca jest tu scena, w której obie bohaterki krzyczą. Wtedy obie uwalniają swoje prawdziwe "ja".

Zabawne, albo tragiczne, jak w życiu można nie rozpoznać siebie, zagubić siebie, zapomnieć o sobie, jak łatwo czasem od siebie się odsunąć. O tym właśnie jest ten film, o tym, że zawsze płaci się za to wysoką cenę. Kiedyś, gdzieś przeczytałam, że bycie sobą jest bezpieczne. I owszem, nie trzeba bowiem pamiętać o tym, żeby ukrywać swoje prawdziwe ja, co jest bardzo męczące. Choć niekiedy niektórzy dochodzą w tym do perfekcji i sami już nie wiedzą, kim są. Żyją latami w zakłamaniu, do czasu, gdy z tej na pozór bezpiecznej rzeczywistości wytrąca ich nagłe zdarzenie, choroba, utrata pracy, odejście małżonka, naturalny kataklizm, coś, co już nie pozwala powrócić do maski, jaką założyli na swoją prawdziwą twarz.
To film o pięknie przyjaźni, poświęceniu, ale nie tym cierpiętniczym, wynikającym z obowiązku - w takim celuje głównie mąż Kate - Evan, ale o wynikającym z prawdziwej chęci niesienia pomocy i prawdziwej empatii.

Kate w ostatnich chwilach swego życia prosi swoją opiekunkę, aby nie zmarnowała życia z człowiekiem, który nie jest w stanie zobaczyć jej prawdziwej i mówi "bądź z tym, kto będzie w stanie Cię widzieć, taką, jaką ja teraz Cię widzę". Łączy się to z poznaniem prawdy o samej sobie - Kate, dopiero teraz rozumie, że jej mąż jej nie widział, ale widział, w niej kogoś kim ona nie była. Jej życie to powolna rezygnacja z pasji, jaką było granie na fortepianie, aby dostosować się do życia męża. Takie wyrzekanie się siebie zawsze opłaca się wysoką ceną - w tym przypadku, samotnością w najtrudniejszych chwilach, śmiertelnej choroby.
Interesująca postacią w tym filmie jest Bec, z jednej strony to szalona dziewczyna żyjąca według własnych zasad, okrutna dla mężczyzn, bawiąca się nimi, ale i sobą także, a z drugiej strony w chwilach, gdy opiekuje się Kate jest czuła, wrażliwa, empatyczna. 
Ostatnia scena jest niesamowicie wymowna. Z umierająca Kate jest nie kto inny, ale właśnie jej opiekunka Bed, a nie mąż, który przecież składał przysięgę na dobre i złe, póki śmierć nie rozłączy. Życie szybko weryfikuje takie deklaracje, wystarczy trochę trudności, choroba, bieda, i przysięga nie jest nic warta.

Nie będę zdradzała całej fabuły, choć już uszczknęłam rąbka tajemnicy, jak film się skończy. Zdecydowanie to film wart obejrzenia. Gorąco go polecam. 

1 komentarz: