wtorek, 23 lipca 2013

"Hotel Marigold" - film na wskroś pozytywny

Fraszka bardzo lubi filmy podnoszące na duchu, pozytywne po prostu. Jest takich wiele. Ostatnio oglądała zabawny, wzruszający i poruszający film. "Hotel Marigold" to historia grupki przypadkowych osób, którzy w jesieni życia, z różnych powodów, postanawiają przenieść się do Indii, do "domu spokojnej starości" o nazwie Hotel Marigold. Wśród tych osób znajduje się sędzia, który zakończył karierę (Tom Wilkinson), emerytowana gosposia na wózku inwalidzkim, prowadzącą domy bogatych ludzi (Maggie Smith), wdowa, szukająca bogatego wdowca (grana przez Celia Imrie), niedobrane małżeństwo, on energiczny optymista, ona zrzędząca histeryczka (Penelope Wilton i Ronald Pickup) oraz starsza pani, która niedawno straciła męża (Judi Dench) i staruszek z niezwykłym poczuciem humoru (Bill Nighy). Już te nazwiska powinny niejednego kinomana przykuć do ekranu. Trzeba przyznać, ze gra aktorów w tym filmie jest wyśmienita. To Fraszka właśnie lubi w kinie brytyjskim najbardziej :-)


Grupa brytyjskich emerytów myśli, że trafi do przyjemnego miejsca, gdzie w spokoju spędzi ostatnie lata swojego życia. Jednak spokoju nie dane jest im zaznać, a to za sprawą energicznego młodego właściciela hotelu, który nie do końca radzi sobie z tym przedsięwzięciem. Ma marzenia i plany co do hotelu, ale nie potrafi przekonać do nich ani swojej dziewczyny, ani tym bardziej swojej matki.

Starsi ludzie czują się zawiedzeni tym, co ukazuje się ich oczom po przyjeździe do hotelu. Nic nie przypomina egotycznego cudu z reklamowego folderu. Indie są hałaśliwe, brudne i biedne. Widzą je tak, Ci, którzy chcą je takimi widzieć. Jednocześnie są barwne, radosne i pełne nadziei, dla tych, którzy "chwytają dzień" i przystosowują się do panujących tam warunków.

W każdym z hotelowych gości, dokonuje się przemiana. I jest to zmiana na lepsze. Sędzia odnajduje dawnego kochanka i odzyskuje spokój, gdy całe życie zamartwiał się, że złamał wiele lat temu młodemu chłopcu życie. Zrzędliwa staruszka na wózku, dostrzega, że sama będąc w potrzebie może jeszcze pomóc innym i co ważniejsze, sprawia jej to radość. Małżeństwo rozpada się z korzyścią dla obojga małżonków. Wdowa znajduje pracę, która ją  bardzo cieszy, bo nigdy pracować nie było jej dane. Straszy pan poszukujący miłości, w końcu ją odnajduje, a polująca na bogatego męża kobieta, choć nie udaje jej się go znaleźć, nie traci nadziei, a chwilowa porażka w tej materii uczy ją pokory. Do tego cały czas jesteśmy świadkami romansu młodego właściciela hotelu i jego pięknej dziewczyny oraz braku aprobaty dla tego związku matki młodego Hindusa.

W tym filmie jest radość i smutek, jest porażka i nadzieja, jest nowa miłość i śmierć. Jest wszystko, co może i mieści w sobie życie człowieka. A przy tym, nawet jeśli zahacza o banał, to jest pokrzepiający i bardzo optymistyczny. Ponadto "odkrywa" prawdę, którą tak łatwo przeoczyć, gdy dopadają nas problemy, cierpienie czy trudności, że życie zawsze toczy się tu i teraz, i należy czerpać z niego pełną garścią, cieszyć się tym, co mamy, bo dopóki istniejemy, możemy wszystko. Nawet w jesieni życia można na nowo odkryć radość z pracy, miłości i przyjaźni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz