niedziela, 28 kwietnia 2013

Imagine

Wyobraźnia ludzka nie zna granic - tak się zwykło mawiać! Ale jak to powiedzenie zastosować do osób niewidomych, czy niesłyszących, albo takich, które nigdy nie chodziły i nie biegały na własnych nogach?
Film IMAGINE próbuje wskazać, jak tego dokonać i wbrew pozorom, te wskazówki są cenne nie tylko dla osób niewidomych, ale także dla osób, które patrzą, ale nie widzą.



Imagine to historia niewidomego nauczyciela Iana, który przyjeżdża do ośrodka dla osób niewidomych. Jego zadaniem jest nauka wychowanków ośrodka, głównie dzieci, radzenia sobie z własnymi ograniczeniami. Pokazuje im swoją autorską metodę echolokacji, jak umiejscowiać w przestrzeni obiekty i jak unikać zderzania się z nimi. Zamknięte za klasztornym murem dzieci, a zwłaszcza dorosła już kobieta Eva, która schroniła się tu przed światem i własną niepełnosprawnością, są stęsknione kontaktu z realnym światem.  Choć metoda Iana nie jest idealna, świadczą o tym liczne rany na ciele nauczyciela, to właśnie Ian otworzył swoich wychowanków na nowe doświadczenia, a przede wszystkim pozwolił im uwierzyć, że mogą więcej niż im się wydaje. Potrzebna jest do tego wiara i wyobraźnia. I choć ostatecznie kontrowersyjny nauczyciel zostaje wydalony z ośrodka, widzowie mają przekonanie, że zarządzający nim ludzie nie robią wszystkiego, co mogliby zrobić dla osób niewidomych.

Film jest piękny, za sprawą pełni lata w urokliwej Lizbonie. Również dzięki pokazaniu wąskich uliczek, kawiarenek przycupniętych tuż na rogu uliczki, którą pod górę pnie się tramwaj oraz towarzyszącej temu wszystkiemu muzyce. Docenia się te krajobrazy zwłaszcza po tak długiej zimie i chciało by się w magiczny sposób tam znaleźć. Tyle, że temat poruszany w filmie, nie jest już taki lekki i przyjemny. W codziennym życiu uciekamy od trudnych pytań, a tym bardziej od tematów, które zwykło się uważać za tabu: niepełnosprawność, śmierć, choroba. Na szczęście reżyser ten trudny temat potrafił pokazać i zabawnie i poważnie, dzięki czemu widz wychodzi z filmu z uczuciem prawdziwego katharsis. Z jednej strony jest głęboko wzruszony światem osób niewidomych, którego doświadczył w małej dawce, ale jednak doświadczył - lęk o bohaterów spacerujących nabrzeżem był jak najbardziej autentyczny. Z drugiej strony opuszcza kinową salę z poczuciem głębokiej ulgi, że on ten świat może oglądać - może zwać się szczęściarzem i tym bardziej docenić jego uroki. Wychodzi się z kina wręcz z postanowieniem smakowania życia w pełni i pełnymi garściami - tak było w przypadku Fraszki.

Fraszka gorąco poleca ten film każdemu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz