niedziela, 20 października 2013

about Time

about Tmie, to oryginalny tytuł filmu, który jakiś czas temu był na ekranach kin - polski tytuł to "Czas na miłość". Na film ten Fraszka wybierała się od dnia premiery, ale dopiero niedawno udało się w końcu go obejrzeć. I bardzo dobrze, że to w czas jesieni, gdy uczucie wypoczynku po urlopie już dawno jest zatartym wspomnieniem, gdy coraz krótsze dni zaczynają przygnębiać, a coraz niższa temperatura każe kulić się pod wielkim szalem i czapką, pojawia się ten obraz. Dlaczego? Otóż dlatego, że, moim zdaniem, pokazuje esencję życia - carpe diem, czyli czystą radość z każdego dnia!


Film ten można odczytać jako prostą historię miłosną, jako komedię romantyczną, jakich wiele. I choć po motyw podróży w czasie reżyserowie sięgają w kinie dość często (In Time, The Time Traveler's Wife, Efekt motyla, Powrót do przyszłości, Wehikuł czasu i oczywiście Terminator (1,2,3) i wiele wiele innych), to w tym filmie nie chodzi o ratowanie świata od katastrof, wyścig z czasem, walkę dobra ze złem, ale o znalezienie własnego osobistego szczęścia.

Główny bohater, 21-letni Tim (grany przez Domhnalla Gleesona) dowiaduje się od swego ojca (postać grana przez Billa Nighy - rewelacyjny w tej roli), że mężczyźni w jego rodzinie potrafią podróżować w czasie. W pierwszej chwili Tim nie wierzy, ale dla świętego spokoju obiecuje ojcu spróbować. Owa nieprawdopodobna rzecz, jaką jest podróżowanie w czasie, odbywa się bardzo prosto - wystarczy wejść do ciemnego małego pomieszczenia, np. szafy, zacisnąć pięści, wyobrazić sobie moment w swoim życiu, do którego chce się przenieść i gotowe. Tim nie może dowolnie podróżować w czasie, toteż, jak żałuje jego ojciec "nie możesz zabić Hitlera przed wybuchem wojny, ani bzyknąć Heleny Trojańskiej". Za to może wracać wielokrotnie do momentów swego życia i dowolnie je zmieniać. Nie bez konsekwencji jednak, czasem jedna mała zmiana wywołuje lawinę innych, niekoniecznie korzystnych zmian. Głównym celem, jaki sobie stawia młody chłopak, jest zdobycie dziewczyny... bo skoro nie może zbawić świata, to postanawia uczynić choć jedną jego jednostkę, czyli siebie - szczęśliwszą. I zabiera się do tego z entuzjazmem i zmienia już jedno wydarzenie z poprzedniego dnia - tym razem nie waha się pocałować dziewczyny podczas wieczoru sylwestrowego.

W życiu Tima wszystko zaczyna się układać, gdy spotyka miłość swojego życia (Rachel McAdams). Aby ją zdobyć, zmienia kilka zdarzeń. I musi sporo się nagłowić, jak ją w końcu zdobyć. Jednak nie zawsze zmiana przeszłości wychodzi na dobre. Nie udaje się mu ochronić swojej siostry przed popełnieniem jej własnych błędów. Tim doświadcza także, że nie może cofnąć się do wydarzeń sprzed urodzenia się jego dzieci, bo w wyniku takich zmian rodzą się inne dzieci. Czy ktoś wyobraża sobie, aby zamienić swoją trzyletnią roześmianą jasnowłosą córeczkę na płaczącego ciemnowłosego chłopca? Tim otrzymuje od losu kilka lekcji, ale też ma szansę, jak nikt inny zmieniać rzeczywistość. Nie zawsze potrzebne są wielkie zmiany, czasem wystarczy uśmiech do drugiej osoby, czasem potraktowanie kogoś lepiej niż zamierzaliśmy. Drobne gesty czasem znaczą więcej niż te duże.

To, co Fraszkę urzekło w tym filmie, to prosta prawda - każdy dzień przeżyj jak najlepiej potrafisz, dostrzeż w nim momenty śmieszne, wzruszające i magiczne, zachwyć się drobiazgiem. My niestety, tak jak główny bohater, nie mamy możliwości przeżyć każdego dnia dwukrotnie, ale możemy choć na kilka sekund zatrzymać się i zachwycić obecną jesienią - wyzłoconą aleją drzew, błękitem nieba tak bardzo przypominającym to letnie niebo, niespodziewanym przebłyskiem słońca, gdy na słońce nie było już nadziei, itp. Odrobina uważności i zatrzymania, gdy czas galopuje jak szalony. Tak niewiele, jak choćby zachwyt głównego bohatera w budynku sądu, którym pędzi wraz kolegą na kolejną rozprawę.

Warto ten film obejrzeć także dla tych kilku scen nad morzem, scen niezmiennych rodzinnych rytuałów oraz zabawnych, jak np. próby uratowania przed klapą sztuki dramaturga - przyjaciela ojca Tima, czy sceny przemowy drużby, a raczej kilku kolejnych, bo każdy następny wypadał gorzej od poprzedniego.

Film i bawi i wzrusza, oczarowuje magią, i Fraszka poleca go bardzo, bardzo, bardzo gorąco!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz