wtorek, 27 października 2015

Pasta do chleba z zielonej soczewicy

Podobnie, jak pastę z fasoli, można przygotować z innych nasion strączkowych, takich jak soczewica i ciecierzyca. Robiłam je już obie wielokrotnie. Wszystkie robię mniej więcej tak samo. Trochę oliwy, trochę ziół, sól, pieprz i obowiązkowo mały ząbek czosnku. Teraz, w okresie zwiększonej zachorowalności na grypę i przeziębienie czosnek będzie nas wzmacniał :-) Ok. jej wygląd może nie zachwyca, a jest bardzo smaczna i pożywna.


Składniki:

  • 100 g zielonej soczewicy,
  • 4 łyżki oliwy,
  • mały ząbek czosnku, (kto lubi i może więcej, to nawet 2 ząbki)
  • ulubione zioła, ale w małej ilości np. po szczypcie prowansalskich, imbiru, kurkumy, itp.
  • sól, pieprz do smaku.
Wykonanie:
Soczewicę można zalać wodą i odstawić na godzinę przed gotowaniem (ale nie trzeba tego robić, można od razu ją gotować). Następnie przelać ją bieżącą wodą na sicie. Gotować do miękkości, około 30-40 minut. Ostudzić. Przełożyć do naczynia i dodać obrany ząbek czosnku, oliwę, zioła, sól i pieprz i zmiksować blenderem na gładką masę. Gotowe. Smacznego.




poniedziałek, 26 października 2015

Kilka słonecznych wrześniowych dni w Brukseli

Choć w Brukseli spędziłam tylko 3 dni - przeszłam to miasto na piechotę niemal wzdłuż i wszerz. I polecam właśnie ten sposób na jego zwiedzanie. Wszystkie interesujące miejsca, chciałoby się powiedzieć są w zasięgu ręki... tzn. naszych nóg. Miasto mi się bardzo spodobało. Spodobali mi się także ludzie - przechodnie, obsługujący mnie kelnerzy i kelnerki, wszelkiej maści sprzedawcy i sami turyści, tacy jak ja (z  Polski, Japonii, Stanów Zjednoczonych, Kanady oraz innych zakątków świata) - wszyscy byli mili i uśmiechnięci. Może to przepiękna słoneczna pogoda sprawiła, a może to ja przyciągałam takich ludzi, bo sama byłam w doskonałym nastroju. Poza tym nikt tam nie pędził, nawet osoby pracujące w Komisji Europejskiej miały czas na lunch, na kawę poza biurem i miłą pogawędkę, łapiąc ciepłe wrześniowe promienie słoneczne :-)

Co można zwiedzić/zobaczyć w Brukseli? 

Piękną dzielnicę Chatelain, z secesyjnymi kamieniczkami (całe miasto jest mini usiane) - aktualnie jest to tzw. dzielnica chic, jak mówią mieszkańcy Brukseli - z wieloma modnymi kawiarniami, restauracjami, barami, parkami, placami, itp. Trzeba się także udać do dzielnicy Sablon. Pełnej wąskich, uroczych uliczek, kawiarenek i restauracji, zacisznych parków i zakątków oraz sklepów ze starociami, jest ich bez liku. Tu także można na każdym niemal kroku napotkać sklepy z czekoladowymi wyrobami - zwłaszcza w okolicach Pl. Du Petit Sablon (Mały Sablon).

Koniecznie trzeba też zobaczyć Pałac Sprawiedliwości - budynek Sądu - ogromnych rozmiarów budowlę (największą na świecie, sam parter ma 26 000 m2), a przede wszystkim widok rozciągający się tuż obok niego na dzielnicę Sablon i Hot Sacre - czyli Centrum. W oddali majaczy też wielka bryła Atomium (jak podaje Wikipedia: monumentalny model kryształu żelaza, powiększony 165 miliardów razy, zlokalizowany w dzielnicy Laeken, na przedmieściach Brukseli. Został zbudowany z okazji Wystawy Światowej w Brukseli w 1958 (EXPO-58) jako symbol ówczesnych naukowych oraz technicznych osiągnięć "wieku atomu".).

W tzw. Centrum koniecznie trzeba zobaczyć Manneken Pis, ale warto też poszukać Jeanneke Pis, czyli sikającej dziewczynki - mi zajęło to dobre pół godziny, bo ukryta jest w wąskiej uliczce niedaleko Galeries Royales St. Hubert. Jest też sikający pies, ale do niego już nie dotarłam - cóż... następnym razem. Sama Królewska Galeria Świętego Huberta zasługuje na to, aby się nią przejść i pozaglądać do galerii, butików, sklepów z czekoladą oraz kawiarni i restauracji. Jest to jedna z najstarszych galerii handlowych na świecie, powstała w 1847 roku. Tuż obok znajduje się Grand Palace z wysmukłym ratuszem i przepięknymi zabytkowymi kamienicami, jak np. Angel. Oprócz tego w Brukseli znajduje się wiele muzeów i galerii, na które nie miałam jednak czasu, więc na pewno jeszcze tam pojadę, aby je zwiedzić. A jest co oglądać. Na przykład w Królewskim Muzeum Sztuk Pięknych na Wzgórzu Sztuki, można zobaczyć dzieła sztuki dawnej i współczesnej malowane m.in. przez Boscha, Memlinga, Breughla, van Dycka, Rubensa, Moneta, Gauguina, 

Z czego słynna jest Belgia?

Z piwa (około tysiąca gatunków) i oczywiście z czekolady - pralinek, czekolad, trufli i wszelkich innych czekoladowych słodkości! Frytek oraz gofrów! Skosztowałam wszystkiego. Ponoć Belgia to także królestwo komiksu, ale o tym wyczytałam w Internecie. Ponadto w tym kraju produkuje się kule bilardowe (80% światowego rynku). No i brukselka, nazwę swą wzięła naprawdę od Brukseli, gdyż w Belgii uprawia się ją od ponad 400 lat.

A teraz trochę zdjęć. Miłego oglądania :-)

(Pałac Sprawiedliwości)

(Plac Poełaert tuż obok Pałacu Sprawiedliwości)

(widok na Brukselę tuż obok Pałacu Sprawiedliwości)

(uliczki i kamienice w dzielnicy Sablon)

(sklepy z antykami w dzielnicy Sablon)

(sklepy z czekoladą w dzielnicy Sablon)

(kościół gdzieś w dzielnicy Sablon)

(na placu Royale)

(Parc de Bruxelles - Parc Royal)

(Katedra św. Michała i św. Guduli)

(przed wejściem do Katedry św. Michała i św. Guduli)

(św. Michał Archanioł w Katedrze)

(food truck z kawą i małym co nieco)

(kamieniczki brukselskie)

(kościół w dzielnicy Chatelain)

(kamieniczki w dzielnicy Chatelain)

(przed parlamentem Unii Europejskiej)

(Parlament Unii Europejskiej od strony parku Leopolda)

(Park Leopolda)

(Budynek Komisji Europejskiej)

(Park Cinquantenaire)

(wejście do Galerii Królewskiej św. Huberta)

(Galeria Królewska św. Huberta)

(Sklep z czekoladkami w Galerii Królewskiej św. Huberta)

(błądzę po uliczkach Centrum w poszukiwaniu sikającej dziewczynki)

(pomnik sikającej dziewczynki - Janneke Pis - zdjęcie nieostre, bo omal nie utopiłam mapy ;)

(słynne i niestety dość drogie belgijskie czekoladki)

(w drodze na Grand Place - na którym znajduje się Ratusz i piękne kamienice)

(pomnik sikającego chłopca - Manneken Pis)

(popijam belgijskie piwo w pubie, której nazwy nie wymówię - Poechenellekelder)

(mają tu, w pubie Poechenellekelder, ponad 80 rodzajów belgijskiego piwa)

(na uliczkach Centrum)

(Ratusz Miejski w Brukseli)

(po prawej Maison du Roi, siedziba królów hiszpańskich w XVI w., obecnie Miejskie Muzeum, po lewej zabytkowa kamienica Angel)

(zabytkowa kamienica na Grand Place)

(Park Mały Sablon)

(widok na jeden z wielu belgijskich kościołów z Parku Mały Sablon)

(ulica Waterloo – najwięcej tu słynnych butików)

(budka na placu Jordan – najlepsze frytki w mieście)

(na pograniczu dwóch dzielnic Chatelain oraz Ixelles – widok plac Ste-Croix z kościołem o takiej samej nazwie)

piątek, 9 października 2015

"CHEMIA" - kilka refleksji

Miłość jest najpiękniejsza, kiedy jest prawdziwa. Gdy oglądamy plastikową hollywoodzką komedię romantyczną, wiemy, że to co nam pokazują nie jest prawdziwe. Mimo wszystko lubimy to, bo nastraja nas pozytywnie, ale gdzieś tam mały głosik w naszej kobiecej głowie mówi nam, że to, jak to się potocznie mówi, "nie leżało nawet obok prawdy". A tu mamy czyjeś życie. Prawdziwe. Która z nas nie chciałaby prawdziwej miłości? Po grobową deskę, niekoniecznie z chorobą, bo do tej deski nam się przecież nie śpieszy. Ale bywa, że życie pisze inne scenariusze, bez happy endu... z iluzorycznym happy endem... z cząstkowym happy endem... Czy szczęściem jest długie życie z odrobiną miłości? A może szczęściem jest krótkie życie, w którym doświadczyliśmy prawdziwej miłości?


Film jest prawdziwy, bo na podstawie czyjegoś realnego życia - Magdy Prokopowicz, która walczyła z rakiem piersi, urodziła dziecko i założyła Fundację Rak' n 'Roll. Wygraj życie. O życiu tej dzielnej kobiety powstała też książka Aliny Mrowińskiej "Magda, miłość i rak", której jeszcze nie czytałam. Film jest prawdziwy, bo pokazuje "kolorowy" dosłownie i w przenośni, etap życia głównej bohaterki Leny. Kto z nas takiego nie miał? Ale też pokazuje prozę życia, która dopadła w końcu zakochanych bohaterów: Lenę i Benka. A kogo nie dopada? Najważniejsze, że dali sobie z nią radę. Film pokazuje tylko migawki z życia Leny i Benka. Ich ognisty i szalony romans. Potem etap walki z chorobą. Próbę pogodzenia się z utratą kobiecości przez Lenę. Narodziny dziecka. Założenie fundacji, wywiad w tv. Kłótnie o pieniądze na leczenie. Znów walka z chorobą. Pogodzenie się z losem. Śmierć. Może tak właśnie jest, że nasze życie składa się z takich migawek.

"Chemia", to tytuł jak dla mnie nie koniecznie jednoznaczny, dopatrzyłam się tu drugiego dna. Oczywiście w kontekście głównego wątku - raka, chemia kojarzy się jednoznacznie z chemioterapią. Ale w języku funkcjonuje także taki oto zwrot "była między nami chemia", "poczuliśmy do siebie chemię", itd. w znaczeniu, że miedzy osobami zaiskrzyło, że się w sobie zakochali, rodzi się, albo już jest uczucie miłości. To chwila i już wiemy, że jest lub nie ma "chemii". Dla Leny i Benka to była chwila w podziemnym garażu. Jedno spojrzenie, jeden gest i już wszystko jest jasne!

Wszędzie tam, gdzie w fabule jest miejsce na rozgrywającą się w ciele Leny walkę z rakiem - jego rozrastanie lub zanikanie w wyniku chemii - pojawia się czarno-biała animacja. Podobny zabieg kilka lat temu widziałam w filmie "Dziewczyna z lilią", też o chorej dziewczynie. Czy w tym filmie ten zabieg jest potrzebny - sama nie wiem. Dla przeciwwagi tej czarno-białej animacji, jest dużo koloru - wszystkie kolorowe stroje Leny.

Czy warto obejrzeć ten film? Warto, po pierwsze, żeby nigdy nie bagatelizować choroby. Wciąż w głowie dźwięczą mi słowa Benka: "To jest rak. A my mamy z nim wojnę". I tę walkę trzeba podjąć. Po drugie, aby zrozumieć, że nawet jeśli już się zakochamy, to nie jest to nam dane raz na zawsze, że można to stracić, rutyna, walka z prozą życia, brakiem pieniędzy - w tym przypadku na leczenie. Ale to, że NAM SIĘ UDA - to DECYZJA OBOJGA! I trzeba o tym sobie przypominać i to właśnie robi Benek dwukrotnie powtarzając "To jest rak. A my mamy z nim wojnę". W zasadzie to on bardziej w tym związku walczy o miłość. Lena walczy z rakiem i już nie ma sił na inne potyczki. Potem z rakiem walczą oboje. Benek ponadto walczy z duchami przeszłości - ojcem, który popełnił samobójstwo, a także z tym, by w końcu wydorośleć i wziąć odpowiedzialność za siebie, a potem też za miłość, za Lenę i w końcu za wspólne nowe życie - ich dziecko. To Benek wynosi Lenę, gdy ta jest już pod narkozą i czeka na usunięcie dziecka. W sumie ten facet nie jest taki słaby, na jakiego z pozoru wygląda. Może po prostu trzeba mu było pozwolić w końcu być za kogoś odpowiedzialnym.

Film jest momentami nawet zabawny... najbardziej chciało mi się śmiać, ze sceny, w której Benek zostaje wyrzucony z pracy, gdy jako fotograf mody nie godzi się na stratę czasu, gdy ktoś z ekipy stwierdza, "że w paznokciach nie ma życia". Kapitalna scena!!! Kolejna wymowna scena - zresztą jedna z pierwszych, to ta, w której Lena porzuca pracę w firmie (korporacji ;-), przebiera się z szarego kostiumu w kolorową sukienkę i szminką na szybie pisze: "Zwalniam się", do tego dokłada całusa pomalowanymi ustami, który pozostawiający ślad na szybie. Wbrew pozorom sporo od nas zależy. To decyzje, które podejmujemy każdego dnia.

Hmm... ale czy to jest najpiękniejszy polski film o miłości - jak zachęcają jego twórcy? Trudno mi to stwierdzić. Bo co to znaczy najpiękniejszy. Dla jednej to... wysoki brunet, dla drugiej to... wysoki blondyn, a dla trzeciej to... człowiek o dobrych oczach.

niedziela, 4 października 2015

Warzywne leczo jesienne

Jesień - złota polska jesień :-) Piękny weekend za nami. Na straganach takie mnóstwo warzyw i owoców, aż nie wiadomo, co wybrać. Kupiłam dynię i zamierzałam zrobić z niej zupę. Niespodziewanie dostałam kabaczka. Miałam paprykę, cebulę, cukinię i pomidorową passatę. Decyzja prosta - będzie warzywne leczo.


Składniki (na 3 duże porcje):
  • 1 średni kabaczek
  • 1 średnia cukinia,
  • 1 duża czerwona papryka,
  • 1 średnia cebula,
  • szklanka pomidorowej passaty,
  • 3 ząbki czosnku,
  • 3 łyżki oleju,
  • zioła i przyprawy: 1 kulka ziela angielskiego, 1 listek laurowy, szczypta imbiru, duża szczypta kurkumy, 1 łyżeczka suszonej słodkiej papryki, szczypta majeranku,
  • pieprz, sól do smaku,
Wykonanie:
Wszystkie warzywa umyć. Cukinię, kabaczka, paprykę oczyścić z gniazd nasiennych. Kabaczka obrać i pokroić w kawałki. Cukinię i paprykę pokroić w duże kawałki. Cebulę obrać i pokroić w kostkę i następnie zeszklić na oleju w dużym garnku z grubym dnem. Dodać pozostałe warzywa oraz zioła i przyprawy i dusić 10-15 minut. Gdy warzywa nieco zmiękną, dodać pomidorową passatę i dalej dusić 10 minut. Dorzucić obrane i zmiażdżone ząbki czosnku i dusić jeszcze 5 minut. Na koniec doprawić solą i pieprzem. Gotowe. Podawać z pieczywem dowolną kaszą lub ziemniakami. Smacznego.